Była noc.
Jak
najciszej podszedł do swego kufra, by wyjąc czarną jak smoła szatę. Schował
różdżkę do tylniej kieszeni spodni i wyszedł ze swego pokoju. Na palcach zszedł
ze schodów bardzo wolno, by nikt nie usłyszał skrzypienia stopni.
Na
szczęście nikogo nie było na dole. Założył szatę i nakrył głowę głębokim
kapturem, który zakrywał twarz. Dobrze, że wcześniej założył soczewki. Okulary
z pewnością przeszkadzałyby mu w tym, co zamierza zrobić.
Odetchnął
z ulgą i po kryjomu wyszedł z mieszkania, by apotrowac się na Ulicę Pokątną.
Umiał teleportację, oczywiście nie miał licencji, ale nie obchodziło go to.
Ruszył w
stronę Nokturnu. Czuł zapach czarnej magii, wręcz delektował się jej zapachem.
Widać było, że wiedział gdzie iść. Skierował się w ciemną alejkę ulicy i po
kryjomu wszedł do starego, brudnego budynku. Był to bar: „Pod okiem węża”.
Znalazł
się w śmierdzącym od stęchlizny korytarzu. Przeszedł parę kroków i skręcił w
lewo, gdzie znajdowały się schody na górę. Jak najszybciej spiął się w górę i
usłyszał krzyki, formułki zaklęć, a czuł tylko mroczną magię. Podszedł do
drewnianych drzwi i otworzył je. Jego oczom ukazała się wielka scena, a wokół
niej dopingujący ludzie. Na środku walczyła para. Wyraźnie można było widzieć, że
znają się na przeróżnych klątwach.
- Tormenta inbularis!
- Protego! Cinuros!
Różne
zaklęcia i klątwy śmigały w pomieszczeniu. Harry już wiedział i podjął decyzję.
Czas się zabawić i poćwiczyć to, czego uczył się z księgi o ciemnej mocy.
Założył czarną maskę i podszedł bliżej. Tutaj mógł spokojnie czarować, bo cała
ulica była przesiąknięta magią, a ministerstwo nie mogłoby go wykryć.
Mężczyzna
około czterdziestki walczył z drugim, nieco starszym. Nie można było ich
rozróżnić, bo tak samo jak Harry nosili maski i czarne szaty. Widać było, że
chcą być nierozpoznani.
- Crucio!
– głos starszego można było usłyszeć w całym pomieszczeniu. Młodszy mężczyzna
upadł na kolana i zwijał się z bólu. Nie krzyczał.
-
Drętwota! – Jakiś koleś rzucił zaklęcie na starszego mężczyznę, a ten stracił
przytomnośc.
- Ja
pierdzielę – wyszeptał drugi, który dostał niewybaczalnym. Wstał na chwiejnych
nogach i wyprostował się.
-
Mówiłem, żadnych niewybaczalnych! – wrzasnął organizator nielegalnych walk i
wyjął mugolskie papierosy i zapałki. – Kto chcę walczyć z Mistrzem Nokturnu?! –
krzyknął, a tłum wiwatował i gwizdał.
- Ja –
powiedział Harry nieswoim głosem. Wszyscy zamilkli i odwrócili się w stronę
Pottera. Ci, którzy mieli większą moc magiczną, wyczuli potęgę nowoprzybyłego.
Reszta, którzy nie wiedzieli zlękli się, bo sam wygląd Pottera był
przerażający. I te jego zielone oczy, koloru Avady. Tak... ten człowiek był
potężny.
- Kim
jesteś?
- Po co
się pytasz, jak i tak nie odpowiem? – warknął tym samym tonem Harry do
organizatora.
- Tak
więc mamy nową walkę! – krzyknął do tłumu, który zaczął dopingować.
Zielonooki
wspiął się na scenę. Nie musiał wyciągać różdżki, bo zrobił to wcześniej przed
wejściem do budynku.
- Walka
pomiędzy Wyklętym, a...
-
Szatanem – warknął chłopak, wpatrując się czarne jak smoła oczy przeciwnika.
-
...Szatanem! – krzyknął w tłum komentujący. – Pamiętajcie, wszystkie zaklęcie!
Tylko bez niewybaczalnych!
A walka
zaczęła się.
Potter
czekał na pierwszy ruch przeciwnika. Wiedział, że kto pierwszy zacznie, ten zazwyczaj
przegrywa. Przeciwnik też stał tak samo, prawdopodobnie myśląc o tym samym.
Minęła minuta, a publiczność krzyczała i gwizdała, by w końcu mogli oglądać
czarnomagiczny turniej.
Przeciwnik
nastolatka w końcu nie wytrzymał, rzucił legalne zaklęcie torturujące. Harry
odskoczył, a drugi wciąż atakował. Chłopak nie miał wyjścia – musiał się tylko
bronić.
Jednak
nie spodobała mu się zabawa w kotka i myszkę. Też zaczął atakować. W głowie
miał formułki klątw, które przeczytał w księdze. Nie miał zamiaru przegrać, nie
teraz!
-
Inmulicorpis! Experialmus! Sinnotecto! – mówił, a przeciwnik uskoczył za przed
pierwszym zaklęciem, drugie odbił, ale trzeciego nie zdołał. Padł na podłogę, a
z jego prawego przedramienia wypłynęła czarna krew.
- Koniec!
– krzyknął sędzia. – Wygrywa Szatan! – ryknął w tłum.
Jednak
Harry nie cieszył się ze zwycięstwa. Zranił człowieka... Może zrobił to w
walce, ale nie musiał tu przychodzić. Zerknął na byłego przeciwnika, który
powoli wstawał, trzymając się za krwawiącą kończynę. Ten spojrzał na niego i
kiwnął głową dając znak szacunku. Takie były prawa nielegalnych walk.
Potter
zeskoczył z podestu i przeciskał się przez tłum. Dopiero teraz poczuł ogromny
ból, szczególnie w lewej dłoni, ponieważ adrenalina zmniejszyła się. Zacisnął
zęby by nie jęknąć i wyszedł z pomieszczenia. Zszedł na dół po schodach i
ściągnął maskę. Wytarł mokre czoło i poprawił kaptur, by nikt nie mógł go
rozpoznać.
Wyszedł
na świeże powietrze nie wiedząc, że wcześniej ktoś go obserwował.
Wszedł do
łazienki i przyjrzał się swojemu odbiciu. Na policzku miał parę zadrapań, a
koło oka głębokie rozcięcie. Oszacował ile miał raz i szybko je zabandażował,
uprzednio oczyszczając rany. Po cichu zakradł się do swego pokoju, jak
najszybciej przebrał się w podkoszulek i krótkie spodenki i zasnął.
-
Harry...
Nie!
Przecież to niemożliwe! To nie może być prawda!
Po raz
pierwszy Potterowi przyśniła się matka. Widział jej uśmiechniętą twarz, oczy –
jego oczy – pełne miłości i szmaragdu. Włosy koloru jesieni były zaplecione w
warkocz, ale twarz była starsza niż jej oblicze na zdjęciach, jakie miał od
Hagrida, Remusa i Syriusza.
- Mamo?
- Tak,
Harry... Nawet nie wiesz jak ja z Jamesem cię kochamy... spotkamy się kiedyś...
obiecuję – uśmiechnęła się przez łzy i znikła.
Chłopak dalej spał, a na twarzy miał pogodny
uśmiech. Szkoda, że gdy się obudził nie pamiętał snu.
Obudziło
go pukanie do drzwi.
- Proszę
– powiedział, siadając.
- Harry?
Nie obudziłam?
Na sam
głos dziewczyny chłopak uśmiechnął się.
- No co
ty. Wejdź – Granger weszła do środka i usiadła ra krańcu łóżka.
- Harry!
Co ci się stało? – przeraziła się na widok ran.
- Yyy...
no bo byłem na spacerze i... no... się przewróciłem – wyjąkał.
- Oj
Harry! Martwię się o ciebie! – podniosła rękę i dotknęła policzka przyjaciela,
które było pokryte zakrzepniętą krwią – Poczekaj chwilę, przyniosę świeży opatrunek...
- Hermi!
Nie!
Jednak
dziewczyna tego nie usłyszała, bo już schodziła po schodach na dół.
Chłopak
schował twarz w dłoniach i westchnął.
Po chwili
dziewczyna weszła do środka z apteczką. Zaczęła go opatrywać.
- Mam
nadzieję, że to nie jest wynik żadnej walki – mówiła, a Harry wiedział, że nie dała
nabrać się na jego wymówkę.
Chłopak
syknął, bo dotknęła przez przypadek jego rękę.
-
Powiedziałam Syriuszowi, że tak wyglądasz.
-
Co?!
-
Oj Harry... przestań.
-
Ech...
-
Mam nadzieję, że to nieprzez Voldemorta... – wyszeptała dziewczyna, gdy
skończyła.
-
Hermiono, gwarantuję ci, że nigdy nie będę taki jak Voldemort. Dumbledore
mówił, że miłość jest moją największą mocą. A magia to jedynie dodatek – mówił,
wpatrując się w zaszklone oczy przyjaciółki. Dodatek? Raczej najlepsza pomoc
by go pokonać. A czarną magię trzeba zwalczać tym samym – dodał w myślach.
-
Dziękuję – szepnęła i podniosła rękę, by otrzeć niechcianą łzę, ale chłopak ją
w tym ubiegł.
- To ja
powinienem to zrobić – wpatrywali się w siebie i już wiedzieli, co zdarzy się
za chwilę.
Każdy chciał to zrobić, ale bał
się odrzucenia drugiej osoby.
-
Harry...
- Tak?
Ich
twarze były coraz bliżej. Chłopak czuł na twarzy szybki oddech Hermiony, a ich
serca coraz szybciej biły.
- No o co
chodzi, Hermi? – szepnął jak najciszej, a dziewczyna poczuła przyjemne
dreszcze, rozchodzące się po jej ciele.
Ich usta
dzieliły centymetry i już Harry podjął inicjatywę, że w końcu odważy się
pocałować przyjaciółkę. Raz, cholera, kozie śmierć. Pierdolić poglądy...
Rozległo
się pukanie do drzwi.
- Harry?
Ku*wa!!!
Do pokoju
wszedł Syriusz, a para jak najszybciej odskoczyła od siebie. Na nieszczęście
Łapa zobaczył w czym przerwał i zarumienił się, jak pozostała dwójka.
- Yyy...
no... – zaczął się jąkać. – Harry... Dumbledore mówił, że chce z tobą pogadać w
związku z twoim kilkugodzinnym zniknięciem... A potem ja chce z tobą pomówić po
kolacji, dobrze? Yyy... no.... i przepraszam, że w czymś tam przeszkodziłem –
mówił chaotycznie i jak najszybciej, by wyjść z pokoju.
Potter
zaklął w myślach i wstał.
-
Przepraszam, Hermi.
I wyszedł
razem z Łapą.
Dziewczyna
była wkurzona. Nie na chłopaka, lecz na Syriusza, który przeszkodził im w tak
ważnym momencie. Niech ona go dopadnie!
Jaki wspaniały rozdział. A ta walka, wspaniale opisana. Już myślałam, że Harry i Hermi się pocałują, a tu nagle Syriusz im przeszkodził. Eh...Szkoda, szkoda ;(
OdpowiedzUsuńJakbyś mogła informuj mnie o nowych notkach na blogu http://hp-i-straszna-prawda.blog.onet.pl/
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Pozdrawiam i życzę dużo weny.
Czarna :)
Faaaaaajnie się rozkręca akcja! Uhm, wszystko co chciałam napisać nagle wyleciało mi z głowy, ale na serio jest świetnie. Harry ćwiczy Czarna Magię w tajemnicy - niedobry chłopczyk! - i przy tym okłamuje przyjaciół - no tak, jak w tajemnicy, to wiadomo, że okłamuje, ale... Jeszcze gorszy chłopczyk! :d Ale któż nie lubi buntowników? XD
OdpowiedzUsuńNo i ten sen... Uhm, poprowadzicie jeszcze jakiś wątek z nim związany, czy był tylko taką odskocznią od "poszedł spać, a kiedy wstał to..."? :P
W każdym razie czekam na kolejną notkę, bo zapowiada się naprawdę ciekawie ;)
Jakbyś mogła to informuj mnie na którykolwiek z moich blogów ;d
http://blog-o-potterze.blog.onet.pl
lub
http://hp-i-cena-prawdy.blogspot.com
Nie ma znaczenia, na oba wchodzę, choć ostatecznie jest na nich to samo (prawie) :D
W każdym razie: WENY ludzie, WENY! Zarówno dla Mike'a, którego rozdziały były równie wspaniałe, jak i dla Niezrównoważonej, autorki tego rozdziału! :D
Pozdrawiam serdecznie, Sakk ;)
Sakk dowiesz się w gdy przyjdzie pora ;)
OdpowiedzUsuń