poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Rozdział 3. – Nielegalna walka


Była noc.
Jak najciszej podszedł do swego kufra, by wyjąc czarną jak smoła szatę. Schował różdżkę do tylniej kieszeni spodni i wyszedł ze swego pokoju. Na palcach zszedł ze schodów bardzo wolno, by nikt nie usłyszał skrzypienia stopni.
Na szczęście nikogo nie było na dole. Założył szatę i nakrył głowę głębokim kapturem, który zakrywał twarz. Dobrze, że wcześniej założył soczewki. Okulary z pewnością przeszkadzałyby mu w tym, co zamierza zrobić.
Odetchnął z ulgą i po kryjomu wyszedł z mieszkania, by apotrowac się na Ulicę Pokątną. Umiał teleportację, oczywiście nie miał licencji, ale nie obchodziło go to.
Ruszył w stronę Nokturnu. Czuł zapach czarnej magii, wręcz delektował się jej zapachem. Widać było, że wiedział gdzie iść. Skierował się w ciemną alejkę ulicy i po kryjomu wszedł do starego, brudnego budynku. Był to bar: „Pod okiem węża”.
Znalazł się w śmierdzącym od stęchlizny korytarzu. Przeszedł parę kroków i skręcił w lewo, gdzie znajdowały się schody na górę. Jak najszybciej spiął się w górę i usłyszał krzyki, formułki zaklęć, a czuł tylko mroczną magię. Podszedł do drewnianych drzwi i otworzył je. Jego oczom ukazała się wielka scena, a wokół niej dopingujący ludzie. Na środku walczyła para. Wyraźnie można było widzieć, że znają się na przeróżnych klątwach.
- Tormenta inbularis!
- Protego! Cinuros!
Różne zaklęcia i klątwy śmigały w pomieszczeniu. Harry już wiedział i podjął decyzję. Czas się zabawić i poćwiczyć to, czego uczył się z księgi o ciemnej mocy. Założył czarną maskę i podszedł bliżej. Tutaj mógł spokojnie czarować, bo cała ulica była przesiąknięta magią, a ministerstwo nie mogłoby go wykryć.
Mężczyzna około czterdziestki walczył z drugim, nieco starszym. Nie można było ich rozróżnić, bo tak samo jak Harry nosili maski i czarne szaty. Widać było, że chcą być nierozpoznani.
- Crucio! – głos starszego można było usłyszeć w całym pomieszczeniu. Młodszy mężczyzna upadł na kolana i zwijał się z bólu. Nie krzyczał.
- Drętwota! – Jakiś koleś rzucił zaklęcie na starszego mężczyznę, a ten stracił przytomnośc.
- Ja pierdzielę – wyszeptał drugi, który dostał niewybaczalnym. Wstał na chwiejnych nogach i wyprostował się.
- Mówiłem, żadnych niewybaczalnych! – wrzasnął organizator nielegalnych walk i wyjął mugolskie papierosy i zapałki. – Kto chcę walczyć z Mistrzem Nokturnu?! – krzyknął, a tłum wiwatował i gwizdał.
- Ja – powiedział Harry nieswoim głosem. Wszyscy zamilkli i odwrócili się w stronę Pottera. Ci, którzy mieli większą moc magiczną, wyczuli potęgę nowoprzybyłego. Reszta, którzy nie wiedzieli zlękli się, bo sam wygląd Pottera był przerażający. I te jego zielone oczy, koloru Avady. Tak... ten człowiek był potężny.
- Kim jesteś?
- Po co się pytasz, jak i tak nie odpowiem? – warknął tym samym tonem Harry do organizatora.
- Tak więc mamy nową walkę! – krzyknął do tłumu, który zaczął dopingować.
Zielonooki wspiął się na scenę. Nie musiał wyciągać różdżki, bo zrobił to wcześniej przed wejściem do budynku.
- Walka pomiędzy Wyklętym, a...
- Szatanem – warknął chłopak, wpatrując się czarne jak smoła oczy przeciwnika.
- ...Szatanem! – krzyknął w tłum komentujący. – Pamiętajcie, wszystkie zaklęcie! Tylko bez niewybaczalnych!
A walka zaczęła się.
Potter czekał na pierwszy ruch przeciwnika. Wiedział, że kto pierwszy zacznie, ten zazwyczaj przegrywa. Przeciwnik też stał tak samo, prawdopodobnie myśląc o tym samym. Minęła minuta, a publiczność krzyczała i gwizdała, by w końcu mogli oglądać czarnomagiczny turniej.
Przeciwnik nastolatka w końcu nie wytrzymał, rzucił legalne zaklęcie torturujące. Harry odskoczył, a drugi wciąż atakował. Chłopak nie miał wyjścia – musiał się tylko bronić.
Jednak nie spodobała mu się zabawa w kotka i myszkę. Też zaczął atakować. W głowie miał formułki klątw, które przeczytał w księdze. Nie miał zamiaru przegrać, nie teraz!
- Inmulicorpis! Experialmus! Sinnotecto! – mówił, a przeciwnik uskoczył za przed pierwszym zaklęciem, drugie odbił, ale trzeciego nie zdołał. Padł na podłogę, a z jego prawego przedramienia wypłynęła czarna krew.
- Koniec! – krzyknął sędzia. – Wygrywa Szatan! – ryknął w tłum.
Jednak Harry nie cieszył się ze zwycięstwa. Zranił człowieka... Może zrobił to w walce, ale nie musiał tu przychodzić. Zerknął na byłego przeciwnika, który powoli wstawał, trzymając się za krwawiącą kończynę. Ten spojrzał na niego i kiwnął głową dając znak szacunku. Takie były prawa nielegalnych walk.
Potter zeskoczył z podestu i przeciskał się przez tłum. Dopiero teraz poczuł ogromny ból, szczególnie w lewej dłoni, ponieważ adrenalina zmniejszyła się. Zacisnął zęby by nie jęknąć i wyszedł z pomieszczenia. Zszedł na dół po schodach i ściągnął maskę. Wytarł mokre czoło i poprawił kaptur, by nikt nie mógł go rozpoznać.
Wyszedł na świeże powietrze nie wiedząc, że wcześniej ktoś go obserwował.

Wszedł do łazienki i przyjrzał się swojemu odbiciu. Na policzku miał parę zadrapań, a koło oka głębokie rozcięcie. Oszacował ile miał raz i szybko je zabandażował, uprzednio oczyszczając rany. Po cichu zakradł się do swego pokoju, jak najszybciej przebrał się w podkoszulek i krótkie spodenki i zasnął.
- Harry...
Nie! Przecież to niemożliwe! To nie może być prawda!
Po raz pierwszy Potterowi przyśniła się matka. Widział jej uśmiechniętą twarz, oczy – jego oczy – pełne miłości i szmaragdu. Włosy koloru jesieni były zaplecione w warkocz, ale twarz była starsza niż jej oblicze na zdjęciach, jakie miał od Hagrida, Remusa i Syriusza.
- Mamo?
- Tak, Harry... Nawet nie wiesz jak ja z Jamesem cię kochamy... spotkamy się kiedyś... obiecuję – uśmiechnęła się przez łzy i znikła.
Chłopak dalej spał, a na twarzy miał pogodny uśmiech. Szkoda, że gdy się obudził nie pamiętał snu.

Obudziło go pukanie do drzwi.
- Proszę – powiedział, siadając.
- Harry? Nie obudziłam?
Na sam głos dziewczyny chłopak uśmiechnął się.
- No co ty. Wejdź – Granger weszła do środka i usiadła ra krańcu łóżka.
- Harry! Co ci się stało? – przeraziła się na widok ran.
- Yyy... no bo byłem na spacerze i... no... się przewróciłem – wyjąkał.
- Oj Harry! Martwię się o ciebie! – podniosła rękę i dotknęła policzka przyjaciela, które było pokryte zakrzepniętą krwią – Poczekaj chwilę, przyniosę świeży opatrunek...
- Hermi! Nie!
Jednak dziewczyna tego nie usłyszała, bo już schodziła po schodach na dół.
Chłopak schował twarz w dłoniach i westchnął.
Po chwili dziewczyna weszła do środka z apteczką. Zaczęła go opatrywać.
- Mam nadzieję, że to nie jest wynik żadnej walki – mówiła, a Harry wiedział, że nie dała nabrać się na jego wymówkę.
        Chłopak syknął, bo dotknęła przez przypadek jego rękę.
        - Powiedziałam Syriuszowi, że tak wyglądasz.
        - Co?!
        - Oj Harry... przestań.
        - Ech...
     - Mam nadzieję, że to nieprzez Voldemorta... – wyszeptała dziewczyna, gdy skończyła.
- Hermiono, gwarantuję ci, że nigdy nie będę taki jak Voldemort. Dumbledore mówił, że miłość jest moją największą mocą. A magia to jedynie dodatek – mówił, wpatrując się w zaszklone oczy przyjaciółki. Dodatek? Raczej najlepsza pomoc by go pokonać. A czarną magię trzeba zwalczać tym samym – dodał w myślach.
- Dziękuję – szepnęła i podniosła rękę, by otrzeć niechcianą łzę, ale chłopak ją w tym ubiegł.
- To ja powinienem to zrobić – wpatrywali się w siebie i już wiedzieli, co zdarzy się za chwilę.
Każdy chciał to zrobić, ale bał się odrzucenia drugiej osoby.
- Harry...
- Tak?
Ich twarze były coraz bliżej. Chłopak czuł na twarzy szybki oddech Hermiony, a ich serca coraz szybciej biły.
- No o co chodzi, Hermi? – szepnął jak najciszej, a dziewczyna poczuła przyjemne dreszcze, rozchodzące się po jej ciele.
Ich usta dzieliły centymetry i już Harry podjął inicjatywę, że w końcu odważy się pocałować przyjaciółkę. Raz, cholera, kozie śmierć. Pierdolić poglądy...
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Harry?
Ku*wa!!!
Do pokoju wszedł Syriusz, a para jak najszybciej odskoczyła od siebie. Na nieszczęście Łapa zobaczył w czym przerwał i zarumienił się, jak pozostała dwójka.
- Yyy... no... – zaczął się jąkać. – Harry... Dumbledore mówił, że chce z tobą pogadać w związku z twoim kilkugodzinnym zniknięciem... A potem ja chce z tobą pomówić po kolacji, dobrze? Yyy... no.... i przepraszam, że w czymś tam przeszkodziłem – mówił chaotycznie i jak najszybciej, by wyjść z pokoju.
Potter zaklął w myślach i wstał.
- Przepraszam, Hermi.
I wyszedł razem z Łapą.
Dziewczyna była wkurzona. Nie na chłopaka, lecz na Syriusza, który przeszkodził im w tak ważnym momencie. Niech ona go dopadnie!


Niezrównoważona

3 komentarze:

  1. Jaki wspaniały rozdział. A ta walka, wspaniale opisana. Już myślałam, że Harry i Hermi się pocałują, a tu nagle Syriusz im przeszkodził. Eh...Szkoda, szkoda ;(
    Jakbyś mogła informuj mnie o nowych notkach na blogu http://hp-i-straszna-prawda.blog.onet.pl/
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny.
    Czarna :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Faaaaaajnie się rozkręca akcja! Uhm, wszystko co chciałam napisać nagle wyleciało mi z głowy, ale na serio jest świetnie. Harry ćwiczy Czarna Magię w tajemnicy - niedobry chłopczyk! - i przy tym okłamuje przyjaciół - no tak, jak w tajemnicy, to wiadomo, że okłamuje, ale... Jeszcze gorszy chłopczyk! :d Ale któż nie lubi buntowników? XD
    No i ten sen... Uhm, poprowadzicie jeszcze jakiś wątek z nim związany, czy był tylko taką odskocznią od "poszedł spać, a kiedy wstał to..."? :P
    W każdym razie czekam na kolejną notkę, bo zapowiada się naprawdę ciekawie ;)
    Jakbyś mogła to informuj mnie na którykolwiek z moich blogów ;d
    http://blog-o-potterze.blog.onet.pl
    lub
    http://hp-i-cena-prawdy.blogspot.com
    Nie ma znaczenia, na oba wchodzę, choć ostatecznie jest na nich to samo (prawie) :D
    W każdym razie: WENY ludzie, WENY! Zarówno dla Mike'a, którego rozdziały były równie wspaniałe, jak i dla Niezrównoważonej, autorki tego rozdziału! :D
    Pozdrawiam serdecznie, Sakk ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sakk dowiesz się w gdy przyjdzie pora ;)

    OdpowiedzUsuń