środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział 8 – Zaklęcie... przypadkowe?


            Furia, jaka ogarnęła Wybrańca, szalała w nim jak tornado na świecie. Może i nie znał tej dziewczyny – w tej chwili nie potrafił nazwać jej siostrą – ale nie mógł  pozwalać, żeby niewinna osoba była torturowana! Z czerwonymi błyskami w oczach wyszedł z pomieszczenia, nie zważając na krzyki Hermiony, by został.
            - Zostaw ją, Lestrange – warknął Potter do starszego mężczyzny. Cindy leżała przed nim i nadal trzęsła się po zaklęciu niewybaczalnym.
            Śmierciożerca zaśmiał się. Harry nie widział uczniów i nielicznych aurorów, którzy patrzyli na ich trójkę z przerażeniem. Nastolatek kipiał ze złości, choć nie dało się tego po nim dostrzec na pierwszy rzut oka, a potężna fala magii – niekoniecznie dobrej – zalała całą wioskę.
            - Niby dlaczego? – zakpił Śmierciożerca, obracając w palcach różdżkę.
            - A no dlatego. – Uśmiechnął się chytrze. Nikt nie wiedział, kiedy wyciągnął różdżkę z szybkością szukającego. Czerwony płomień Drętwoty zbliżył się w stronę sługusa Voldemorta, który zręcznie odbił zaklęcie tarczą.
            - Myślisz, że mnie pokonasz, smarkaczu?! – zaśmiał się Rudolfus między klątwami, zbliżającymi się do poziomu zaawansowanej czarnej magii.
            - Zamknij mordę bo nie umiesz nawet porządnie wcelować. – Wszyscy byli przerażeni. Wszyscy, oprócz Pottera. Tak, nawet Śmierciożerca poczuł ukłucie pewnego uczucia zwanego strachem, który, choć minimalny, jednak występował. Mężczyzna bał się potęgi, bijącej od młodzieńca. I znajomości tej dziedziny magii.
            Klątwy. Krzyki wymawianych formułek. Ból. Krew. Walka.
            Tylko to się liczyło.
            Walka w obronie siostry.
            Tak, dla Harry’ego Cindy była siostrą. Kimś, kogo nigdy nie miał. Dziewczyna, którą z pewnością pokocha jak rodzeństwo. Kolejny człowiek, dla którego pragnął żyć.
            - Crucio!
            Chciał żyć.
            - Protego!
            Dla przyjaciół.
            - Avada Kedavra!
            Dla Hermiony, Rona i reszty Weasley’ów.
            - Cossidumum!
            Dla Łapy i Lunatyka.
            - Pellasa!
            Dla Cindy... i jej rodziców.
            - Imnumus!
Nie. Jego rodziców. Ich rodziców.
            - Avada Kedavra!
            Nie... NIE! Czy on to powiedział?! Ale chciał to zrobić. Zabić. Zniszczyć tego potwora. Męża tej, która o mało co nie zabiła osoby, którą kochał i nadal będzie kochać – Syriusza. Sługi Lorda Voldemorta, który zniszczył jego całe życie. Człowieka, który dla niego był nikim, przez Mroczny Znak widniejący na jego lewym przedramieniu.
            Zielony promień, podobny do jego oczu, do jego duszy i magii, trafił w tego, który nie zasługiwał na tak wielki dar – życie. Widział jak w zwolnionym tempie, gdy ciało dorosłego człowieka, tak, człowieka, upada na ziemię z pustką w brązowych oczach.
            Zabił?
            Nie – odezwał się głosik w jego głowie – Ty nie zabiłeś. Ty zlikwidowałeś osobnika, który zabił wielu niewinnych ludzi i dalej by to robił. Spowodowałby na innych śmierć, ból, bezradność i poniżenie.
            Nie zabił. On nie mógł tego zabić... – myślała Hermiona, wpatrując się w puste oczy ukochanego.
            - Nic ci nie jest?
            Cisza. Cindy wpatrywała się w brata z przerażeniem, gdy dostrzegła martwe ciało; ciało człowieka, którego zabił jej własny brat.
            Cisza mieszała się z zapachem śmierci. Szum wiatru przywoływał uczucie znane wielu osobom po wojnie. Przez słońce, które wiedziało w jakim momencie ukryć się za grubą warstwą chmur, zrobiło się ciemno.
            - Harry...
            Tylko nie to... Nauczycielka eliksirów widziała wszystko... Nie... Lily Potter... NIE! Jego matka! Tak, już wiedział, że im wybaczy. Chciał mieć normalną rodzinę. Chciał być szczęśliwy. Jednak zabił. Nie umiał nikomu spojrzeć w oczy. Jak mógłby to zrobić? Powiedzieć: zabiłem człowieka w obronie siostry, ale to przecież był tylko zwykły Śmierciojad, więc nie trafię do Azkabanu, nie?
            Niewidzialna ręka ścisnęła jego serce, gdy spojrzał na siostrę. Podszedł i kucnął obok niej.
            - Cindy, dasz radę sama iść?
            Zaskoczył ją ton głosu Harry’ego. Mimo sytuacji był taki... ciepły? Nie ufała swojemu głosowi, więc lekko skinęła głową. Nadal drżała z powodu tortur. Chłopak wyciągnął rękę w jej stronę i wytarł łzę z policzka.
            Dziewczyna była w lekkim szoku. Nie wiedziała jak dostała się do Hogwartu. Czuła jedynie ciepło bijące od brata, który trzymał ją, by nie upadła. Domyślała się, że blisko niej była też mama. Nie wiedziała, kiedy ktoś przebrał ją w piżamę i wcisnął różne eliksiry. Nie czuła bólu, chciała tylko śnić i nie słyszeć formułki klątwy torturującej. Jej prośby spełniły się.
Zasnęła.

            - Jak mogłeś to zrobić?! – ryknął James na syna, który stał z kamienną miną.
            - Za pomocą magii? – odparł bezczelnie Harry.
            - Potter!
            - No dobrze, już dobrze... – burknął nastolatek. – Za pomocą magii, panie Potter.
            - Dlaczego mówisz mi po nazwisku, Harry?
            - Tak wymaga etykieta, panie profesorze... Chociaż omija ona Snape’a.
            James westchnął.
            - Dobrze, że ten zgred wolał szpiegować Voldemorta, niż uczyć w Hogwarcie...
            Młody Potter nadal stał przed biurkiem swojego ojca. Miał wielką ochotę rzucić się im w ramiona, ale jego duma na to nie pozwalała. Myśl w Hogsmeade już dawno wyparowała. Wybaczy rodzicom w odpowiednim czasie.
            - Mogę już iść, panie profesorze?
            - Harry!
            - Tak, proszę pana?
            - Chcieliśmy twojego dobra, Harry! – krzyknął James.
            - Dobra?! Jak, do cholery, mogliście pomyśleć w taki sposób?! Że u Dursley’ów będzie mi lepiej? Że wolę nie widzieć własnych rodziców, za którymi tęskniłem całe życie?! Dziękuję bardzo za takie uczucia! Żegnam! – I w mgnieniu oka wyszedł, trzaskając drzwiami.
            W oczach nauczyciela zaklęć pojawiły się łzy. Zacisnął mocno powieki i opadł na krzesło, chowając twarz w dłoniach. Czy Harry im wybaczy? Nie wiedział. Teraz bardzo żałował swej egoistycznej decyzji...

            - Cindy?
            Dziewczyna podskoczyła na łóżku.
            - Harry?
            - Przepraszam.
           - Ale za co ty mnie przepraszasz, Harry? - zapytała Cindy w szoku.
           - Głównie za to jak się zachowywałem , traktowałem cię jak powietrze, a przecież jesteś moją siostrą.
           - Czy to oznacza, że ty mnie jednak akceptujesz? - zapytała młodsza.
           - Tak, wreszcie mam pełną rodzinę. Doszedłem do wniosku, że nie mogę tego odrzucać... Tylko wy mi zostaliscie - stwierdził Harry.
Dziewczyna, nie czekając na nic, wtuliła się w brata. Na początku zszokowany Gryfon nie wiedział jak się zachować, aż wreszcie uścisnął ją lekko, by się nie przemęczyła.
            - Teraz tu odpoczywaj, ja muszę jeszcze coś załatwić. Potem do ciebie wpadnę - powiedział Potter i wyszedł.
Szedł zamyślony szkolnym korytarzem, kierując się do lochów. W jego głowie kłębiły się myśli o tym, że zabił człowieka, jednak szybko usprawiedliwiał się tym, że zrobił to w obronie siostry. Wreszcie dotarł do celu. Chwilę stał przed gabinetem matki, nieprzekonany co powinien zrobić, aż wreszcie po cichu wszedł do środka. Lily z Jamesem nawet nie dostrzegli jego obecności.

            - Mamo - zaczął niepewnie zielonooki. Lily jak rażona piorunem odwróciła się w stronę syna, a on kontynuował: - Przepraszam za  to, że was odrzuciłem. Powinienem dać wam się wytłumaczyć.
            - Harry, synku. - Lily ze łzami w oczach podbiegła do chłopaka, mocno go do siebie przytulając. - Nie masz nas za co przepraszać. To my jesteśmy ci winni przeprosiny
            - Dokładnie, Harry, mama ma rację. Czyli w końcu nam wybaczyłeś? - zapytał z nadzieją James. Potter tylko kiwnął głową, uśmiechając się. Aż takiej reakcji się nie spodziewał - Rogacz z wielkim bananem na twarzy podbiegł do nastolatka i wyściskal go.
           - Nie obwiniamy cię za to, co się stało. Walczyłeś w obronie siostry - powiedziała łagodnie Lily, wyczytując z twarzy syna o co chce zapytać
           - Skoczę teraz do skrzydła, coś mi się dzieje w nogę, a obiecałem Cindy, że jeszcze ją odwiedzę – szepnął po chwili najmłodszy, by zaraz wyjść z gabinetu.
          -  James, udało nam się go odzyskać, pogodził się z Cindy! Wreszcie zaczyna nam się układać - powiedziała rozpromieniona Lily, wtulając się w męża.
         - Tak, skarbi, wreszcie nasze życie zaczyna wyglądać tak, jak byśmy tego pragnęli.

W tym samym czasie Gryfon wchodził ponownie do skrzydła szpitalnego. Tylko jedno łóżko było zajęte – to, w którym już spała Cindy. Potter westchnął. Chciał jeszcze pogadać z siostrą, ale stwierdził, że na to jeszcze przyjdzie czas. Udał się do gabinetu pielęgniarki, która szybko wyleczyła jego nogę aczkolwiek takiej gimnastyki słownej jeszcze w życiu nie przeszedł. Taka ilość argumentów, które musiał przedstawić pielęgniarce, że jest zdrowy, zadowoliłby nie jeden mugolski sąd.

         - Harry - zaczęła niepewnie Hermiona, gdy chłopak wszedł do Pokoju Wspólnego.
         - Nie teraz, Hermiono, proszę cię. Jestem zmęczony, chcę iść spać. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. - Pocałował ją czule w czoło i udał się do swojego dormitorium, nie wiedząc jeszcze co los zgotuje mu jutro.


MIKE - z dużą pomocą Niezrównoważonej (początek tekstu – dop. drugiej autorki xD), gdyż moja kontuzja bardzo utrudnia mi pisanie :)): *

Za zbetowanie dziękujemy Sakk ;D
Jesteś super! :******

3 komentarze:

  1. Nocia super:) Fajnie że Harry wybaczył rodzicom.Czekam na następną notkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rozdział najbardziej mi się podoba, zauważyłam tylko literówkę w skarbie. Fajnie, że Harry wybaczył rodzicom, ale tego, że zabije śmierciożercę się w ogóle nie spodziewałam. Normalnie szok :O. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział, bo pewnie znowu nas czymś zaskoczycie :)

    OdpowiedzUsuń